Gdy wraz z bratem uciekłam z domu, naprawdę, nie wiem co myślałam. Mama z pewnością się wścieka. To prawda, gnębiła mnie i traktowała jak śmiecia, ale na pewno mnie kochała... chociaż troszkę. Bo przecież nie wyrzuciła mnie od razu po odejściu ojca...
Spojrzałam w dół, prost na swoje łapy. Na te długie, nic niewarte kończyny. Są do niczego.
- Z takimi myślami za chwilę stanę się jakimś ponurakiem - mruknęłam sama do siebie. I... w umie miałam rację. Serio? Zadręczać się negatywnymi myślami? Tylko to miałam do roboty?
Ale w kwestii łap mam rację, pomyślałam. One naprawdę są bezużyteczne.
Westchnęłam, potrząsając głową z nadzieją, że moje myśli mnie opuszczą. I podziałało.
Zagłębiając się w czeluście mojego umysły nie zwróciłam uwagi na okolice. Las. tak, wiem, ambitnie, jednak sunęłam nad słabo wydeptaną ścieżką. Na litość, ja nawet nie-myśląc wiem gdzie iść.
- Ścieżka. Ścieżka. Ścieżka - mówiłam przeciągając samogłoski. - Ktoś tu był? Nie no, oczywiście, że był. Głupia ja. Czy ja w ogóle myślę?- Spytałam sama siebie i jęcząc dodałam:
- Gadam sama do siebie! - krzyknęłam i tym samym momencie zatrzymałam się, gdyż zauważyłam jakiegoś wilka patrolującego - a raczej tak mi się wydawało - okolicę. Mrugnęłam ze zdumieniem na pysku i schowałam się za jednym z drzew, mocno przylegając do niego plecami.
Czyżby ktoś tu mieszkał? A może jestem na terytorium jakiejś watahy?, pomyślałam. I choć na myśl "wataha" zobaczyłam światełko w tunelu, powstrzymałam chęć wyskoczenia i ujawnienia mej osoby. Wzrokiem szukałam miejsca, gdzie mogłabym się przenieść. Drgawki napadły mnie niespodziewanie.
- Och! No przecież to tylko wilk! - krzyknęłam, niestety na głos.
Przytkałam pysk łapami i w panice zaczęłam szukać jakiegokolwiek miejsca do przeniesienia się.
- Halo? Wiem, ze tam jesteś - odezwał się nieznajomy.
Weź się w garść!, skarciłam się w duchu i wziąwszy głęboki wdech przymknęłam oczy i czekałam, aż nieznajomy wilk podejdzie.
<Ktuś?>
czwartek, 20 sierpnia 2015
Od Shayn'a
- Ojcze, pozwól mi wyjść z piekła. - powiedziałem do ojca patrząc na niego.
- A gdzie chciał byś się wybrać? - spytał swoim zimnym głosem.
- Na ziemie, do innych wilków. Chciałem poznać ich życie. - odpowiedziałem. Ojciec podał mi medalion i szepnął do ucha co mam z nim zrobić. Poszedłem więc do swojej komnaty. Położyłem medalion i powiedziałem formułkę. Kiedy zrobiłem wszystko co trzeba było zrobić wszedłem do portalu, który się przede mną pojawił.
***
W tym momencie się obudziłem.
- Od paru dni jestem na ziemi i nikogo nie spotkałem. - powiedziałem do siebie. Wstałem na nogi i się otrzepałem. Kiedy wyszedłem z jaskini ruszyłem w stronę wschodzącego słońca. Po jakimś czasie poczułem zapach wilków. Ruszyłem w jego stronę.
< Colton? >
Etykiety:
Shayn
środa, 19 sierpnia 2015
wtorek, 18 sierpnia 2015
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Od Willa
Była burzowa noc. Niebo było czarne, nie przepuszczające ani najmniejszych promieni księżyca na ziemię. Pioruny waliły z hukiem o drzewa, większość spalając. Wataha zaczęła się ewakuować. Wszędzie słychać było krzyki przerażenia, wrzaski, jęki. Byliśmy kompletnie rozbici. Wiatr świszczał mi w uszach. Biegłem niesamowicie szybko podążając za resztą, cały ubrudzony ziemią i błotem. Prawie nic nie widziałem. Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się czarne plamy. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Miałem wrażenie, że zaraz runę jak kłoda na ziemię i nigdy więcej nie powstanę. I wtedy się zaczęło. Ze wschodu zaatakowały nas wilki, które miały przewagę liczebną. Alfy i Bety nie wiedziały co robić. Nacisk był wielki, a ja kompletnie oszołomiony. W okół wrzała panika. Byliśmy kompletnie roztrzęsieni. Jedne istoty próbowały przekrzyczeć drugie. Dowódcy wołali do każdych wojowników, strażników oraz innych wilków, aby pomogły. Alfa podbiegła do mnie i rzuciła:
- Leć do alchemików powiedz żeby zrobili mikstury lecznicze, oraz trucizny jak najszybciej mogły!
Byłem słaby, kręciło mi się w głowie, było mi niedobrze. Traciłem równowagę. Ostatkiem sił dobiegłem do obozowiska alchemików wykrzykując im polecenia alfy na ostatnim wdechu. Wadera mruknęła coś pod nosem.
- A ty co? Będziesz stał i się gapił? Bez pracy nie ma kołaczy! - Lily zdzieliła mnie po twarzy. Otrząsnąłem się próbując wrócić na ziemię.
Stanąłem jak wryty. Od tego całego zamieszania zapomniałem że ja też jestem alchemikiem. Wziąłem się do solidnej pracy - tu mikstura, tam mikstura, toksyny. Pracowałem szybko, jednak nie dawałem już rady. Chwiałem się na nogach. Zbiłem flakonik z jakimś płynem. Wzrok mi się rozmazał i nawet nie zorientowałem się co to było. Usłyszałem jedynie głośny syk i poczułem odór. Nienawidziłem pracy alchemika. Nagle wbiegła Samica Alfa, na plecach, łapach i szyi cała podrapana, ranna.
- No dalej! Nie dajemy rady! - krzyknęła. Wyglądała na zrozpaczoną. Przestraszone wilki robiły to najszybciej jak mogły. Nagle jakiś pocisk wylądował w pokoju i uwolniła się chmura dymu. Coś zapiekło mnie w prawym ramieniu. Ktoś do mnie podbiegł i krzyknął:
- Wstawaj! W tobie cała nadzieja!
Niestety nie dałem rady. Świat zawirował dookoła mnie. Powoli zamknąłem oczy i upadłem na ziemię. Była taka miękka i wygodna. Działała na mnie, jak magnes. Mógłbym się położyć i nigdy nie wstać. Zanim zemdlałem, poczułem jedynie, jak ktoś unosi moje ciało, a ja jestem gdzieś przetransportowany.
<Ktokolwiek? :3>
Etykiety:
Will
Subskrybuj:
Posty (Atom)